czwartek, 9 maja 2013

Rozmowa kwalifikacyjna, czyli człowieku uważaj!

Szukanie pracy to dość żmudne i nużące zajęcie, któremu nierzadko towarzyszy sinusoida nastrojów, od euforii i mocy do załamywania rąk i rzednącej miny. Naprzemienne dam radę! i na pewno mnie nie przyjmą... zna pewnie niejeden z Was.
Nie jest to post z serii jak przygotować się na rozmowę kwalifikacyjną, ani jak skutecznie zmotywować pracodawcę do zatrudnienia właśnie Ciebie. To opis rozmowy jakiej miałam okazję dziś uświadczyć.
Tak więc jedziem z koksem.

Miła, z lekka zalękniona dziewczyna zadzwoniła do mnie dnia wczorajszego. Bla, bla, bla, jestem z takiej i takie firmy, bla, bla, bla zapraszamy na rozmowę.

Tak więc dnia dzisiejszego wybrałam się pod wskazany adres, chociaż moje nastawienie było dalekie od pozytywnego, ze względu na to, że o firmie, która w ogłoszeniu opisuje się jako ogólnopolska, w internecie nie ma ani słowa, a to już cokolwiek podejrzane.

Dochodzę do "firmy", która okazuje się być wynajętą częścią domku jednorodzinnego, ale ciekawość pcha dalej. Przed budynkiem dwóch mężczyzn, takich w typie cwaniaczka, stoją, gawędzą, palą papierosy. Jeden z nich ma na uchu słuchawkę podobną do tych, noszonych przez pracowników call center. No, ale czy firmy pozwalają pracownikom wychodzić na przerwę w słuchawkach? I kto wychodzi na przerwę o godzinie 8:20?

Wchodzę do mieszkania, obskurne, pomalowane na jaskrawe kolory ściany, pierwszy pokój jest otwarty i urządzony na "biurowo". zapraszają mnie do poczekania (bardziej było to na zasadzie krzyku Pani poczeka), w środku siedzi dziewczyna, drzwi otwarte, słychać część rozmowy. Okazuje się, że także składała aplikację.

Rozglądam się więc naprędce po pokojach, w jednym stoją 3 krzesła i czajnik, w drugim leży góra od stołu bilardowego. Więc stoję i myślę WTF?! Oczywiście od dawna wiem, że nie mam zamiaru podjąć pracy w tej placówce, ale moja ciekawość domaga się zaspokojenia  i ciągnięcia tej farsy. Tak więc brnę dalej, dla funu. W środku jakiś plakat nc+, tak więc powiedzmy, że wiemy czym zajmuje się "firma".

Zaraz po mnie przychodzą dwie inne osoby, obie umówione na 8:30 (sic!).

Wchodzę, za biurkiem siedzi młody chłopak, na oko do 25 lat, uśmiech od ucha do ucha, jakby przyklejona maseczka na twarz która absolutnie nie porusza oczu, stąd wiemy, że jest to uśmiech wyuczony i sztuczny. Wysoki, postawny, wyprostowany, okrągła twarz, słowem budzący sympatię i zaufanie. Eeee, jednak nie.
Wstaje przedstawia się i podaje mi rękę. Prosi żeby usiadła.

Rozmowa w skrócie, gdyż nie jestem w stanie przytoczyć jej w wersji oryginalnej.

X: Czy ma Pani ze sobą aktualnie cv?
Ja:Oczywiście, proszę.
X odkłada je na bok, nawet nie spojrzawszy: Jest Pani dyspozycyjna?
Ja: Jestem w pełni dyspozycyjna.
X: A na jakie ogłoszenie Pani odpowiedziała?
Zaznaczę, że w internecie ogłoszenia tej firmy były każde o tej samej treści.
Ja uśmiechając się i grając swoją rolę: Obsługa klienta, jednak w treści ogłoszenia nie zaznaczono jaki jest to rodzaj pracy, czy jest to przedstawicielstwo handlowe, call center, pomoc techniczna, także...
X przerywa mi: Ach tak, ale wszystkie miejsca w biurze już mamy zajęte, ale Pani jutro przyjdzie na dzień obserwacji. Pasuje Pani na 10? Y pokaże Pani jak pracuje i przypisze stanowisko.
Ja: A jakie byłyby moje zadania w tym dniu?
X: Obserwacja-uśmiech-proszę sobie zarezerwować cały dzień, bo nie wiadomo ile to potrwa. A potem są dwa tygodnie próbne, po których będziemy rozmawiać o finansach. Uśmiech. (W życiu nie spotkałam się z czymś takim, że najpierw pracuję przez 2 tyg a dopiero potem rozmawiamy o finansach)
Ja: Czy jeśli się rozmyślę mam dać Państwu znać? (Pytanie zadałam bo chciałam zobaczyć reakcję kolesia)
X: Tak, tak.
Ja: Na jaki numer?
X: Numer? Z lekka zbity z tropu, rozbiegany wzrok.
Ja: Na ten z którego do mnie dzwoniono? Podpowiadam.
X kiwa głową: Tak, tak.

Nadmienię, że dzwoniono do mnie z prywatnego numeru telefonii komórkowej, pod adresem pod którym byłam nie ma przypisanej żadnej firmy, nie przedstawiono mi jaki jest to rodzaj pracy, bo rekrutujący zwyczajnie mi tego nie powiedział, stwierdzając, że jakieś stanowisko mi przypiszą. Nie był w stanie podać mi firmowego numeru telefonu, a na pytanie o niego wydawał się zbity z tropu. Firma która nie posiada telefonu? Ogólnopolska sieć która wynajmuje obskurne mieszkanie? Która rzekomo zatrudnia tysiące osób, aspirując do dziesiątek tysięcy, a która nie ma siedziby w żadnym, podkreślam żadnym z największych miast w Polsce? Nieomal parsknęłam śmiechem.Wiem, od znajomych, że osoby które zatrudniane są na stanowiska obsługi klienta, telemarketera itp. przechodzą w tej tematyce szkolenia, o szkoleniach nie usłyszałam ani słowa, za to było "Y pokaże Pani jak się pracuje".
Cała rozmowa trwała nawet nie pięć minut. Jedynym, o czym poinformował mnie X było to, że podpisują umowę z klientem nc+ po czym jadą technicy i podłączają mu tą "renomowaną tv" (???).
Swoją drogą poprzez fuzja n-ki oraz canal+ nie wyszła na dobre zarządowi tejże firmy i stracili wiele klientów.
Oczywiście po powrocie weszłam na główną stronę nc+, w moim mieście są tylko dwa miejsca w których można ją nabyć, żaden z adresów nie pokrywał się z miejscem w którym byłam.

Co o tym sądzicie? Mnie powalił ten pełen "profesjonalizm" -.-'

5 komentarzy:

  1. Jezu, nie mam pojęcia co o tym sądzić, ale normalnie wali ściemą jak nie wiem...

    Mimo to przypomniałaś mi moje rozmowy kwalifikacyjne. Pewnego razu poszłam na rozmowę do salonu telefonii komórkowej Orange. Co mnie bardzo irytuje to to, że babka zadzwoniła do mnie po uprzednim zapoznaniu się z CV, a potem zdziwiona była, że studiuję na I roku (kiedy o tym przecież napisałam w życiorysie!). Mówi do mnie, że raczej nie jest zainteresowana, ale żebyśmy przeprowadziły scenkę (po co w takim razie, skoro nie odpowiada jej moja niedyspozycyjność!? Nie mam pojęcia, ale z ciekawości, tak jak i Ty, brnę dalej)
    Pani mówi:
    -Wyobraźmy sobie, że klient chce kupić odkurzacz. Gdyby pani go obsługiwała, jakie pytanie by mu zadała.
    Po pierwsze, jaki odkurzacz, do cholery, w Orange!? Jakiś nowy atrakcyjny pakiet?
    Odpowiedziałam Pani, że zapytałabym o budżet oraz o firmę, jaką jest klient zainteresowany. Niestety to była błędna odpowiedź, bo rekruterka już ułożyła ją sobie. Miałam zapytać o to, czy odkurzacz jest przyjazny dla alergików. No myślałam, że padnę... Rozumiem, że był to test na kreatywność, ale odkurzacz i jeszcze wymyślanie sobie już z góry odpowiedzi?

    Inna moja rozmowa, tym razem do biura podróży, odbyła się idealnie, dobrze poszła mi również scenka (swoją drogą, kretyńsko się w nich czuję), ale w ostatnim etapie moja kandydatura została odrzucona przez brak posiadania prawa jazdy. Nie było w ogłoszeniu napisane, że trzeba je posiadać. W CV też nie napisałam, że je posiadam. Najeździłam się do innego miasta na tę rozmowę, ucieszyłam się na taką pozytywną reakcję właścicielki biura, a tu taka głupota mnie skreśliła. To w ogóle nie musiało zaistnieć. Naprawdę wręcz zgarnięto mi umowę sprzed nosa... Sądzę, że takie wymogi powinni być wyróżnione w ogłoszeniu. Człowiek by sobie nawet głowy nie zawracał.

    Miałam też rozmowę kwalifikacyjną... na boso w bawialni dla dzieci wśród bawiących się dookoła dzieciaków, które szalały po materacach, na rowerkach itp. Dostałam wtedy pracę, ale to było na sezon wakacyjny. Naprawdę mam z tego okresu wspaniałe wspomnienia.

    I... Przedwczoraj też miałam rozmowę kwalifikacyjną. Poszłam już bez spiny, bez nerwów, raczej nastawiona neutralnie, a tu się okazało, że mnie sam gość namawia, żebym została jego asystentką, że przemawia do niego moje doświadczenie itp. Życzę Ci takiej właśnie rozmowy, żeby to pracodawca o Ciebie zawalczył. Ja dzisiaj byłam pierwszy dzień w nowej pracy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :) Ta Twoja rozmowa to naprawdę hardcore! Szczerze? Trochę bym się może nawet tego miejsca wystraszyła.

    Co do tej sieciówki, widać, że tam po prostu panował mobbing...

    To prawda, że jak już posiada się jakieś doświadczenie (w Twoim przypadku to 4 lata - w tak młodym wieku to naprawdę super wynik!), to już nie tylko zna się swoją wartość, ale się ją jeszcze ma. Bo bez doświadczenia (jakiegokolwiek) nic się nie zdziała i nic się nie znaczy dla pracodawcy. Taka smutna prawda.

    Mnie podjęcie tej pracy pomogło posiadanie półrocznego stażu w biurze miejscowego domu kultury oraz zatrudnienie, z którego nie planuję wciąż rezygnować - jako seo-copywrter. Pracodawcę zainteresowało to, że regularnie od 1,5 roku piszę teksty dla internetowej firmy na różne tematy. Także miło. A samą pracę będę raczej oceniać dopiero po okresie próbnym. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje rozmowy kwalifikacyjne dopiero przede mną na szczescie ;) Ale będę uważać ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam ostatnio zakręcony tydzień. Kiedy tylko podjęłam nową pracę, odezwała się do mnie pani właśnie z branży HR. Wysłałam do niej trzy razy swoje CV wraz z listem motywacyjnym, bo ogłoszenie cały czas było aktualizowane. No i odezwali się po... dwóch tygodniach. Okazało się, że płacą za wyniki, a niekoniecznie za miesiąc, na co bym się i tak nie zgodziła w efekcie. Ale samo zajęcie się tym byłoby ciekawe - no i możliwość zdobycia fajnego doświadczenia... Mało tego, odezwali się także do mnie twórcy jakiegoś portalu informacyjnego, abym była ich redaktorem. Ale to też nie to samo co umowa o pracę...

    A jakie konkretnie studia chcesz obrać? Jakieś doradztwo personalne czy coś w tym stylu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wosie ćwiczliśmy rozmowy kwalifikacyjne ;) trochę taka..podejrzana ta firma..

    OdpowiedzUsuń

Staram się odpowiadać na każdy komentarz, odpowiedzi spodziewaj się na swoim blogu :)
Komentarze w stylu: "Fajny blog, obserwujemy?" będą od razu usuwane.